1) KKS – Arka Gdynia 0:0 5 sierpień
Czyli ucieczka z sektora i 2 flagi w plecy …. WIDZÓW: 2 500
Mecz z Arką był jak dotąd naszą największą klęską w historii, ale po kolei. Mecz wypadł jako pierwszy w sezonie i to w najgorszym z możliwych terminie, W środku wakacji. Mimo, że był to dla nas najważniejszy mecz w historii, nie miało jakoś odbicia w atmosferze. Nie czuło się klimatu wokół tego meczu. Było to bardzo dziwne. Mimo wszystko udało nam się załatwić pirotechnikę, były balony i przygotowana flaga na sektor. Kilka dni przed meczem rozważano możliwość nie wpuszczenia Arki, ale nasza szybka reakcja przeszkodziła temu. Był to chory pomysł, żeby zawrócić Arkę, a wpuścić jedyni Lecha z Ostrowa i Krotoszyna ( jako mało groźnych). Wiedzieliśmy o wielkiej mobilizacji w tych miastach, ale nikt nie brał tego poważnie. I w takiej sennej atmosferze nadszedł dzień meczu. Rzutem na taśmę zdecydowaliśmy się na wjazd do Skalmierzyc, chwilę przed przyjazdem pociągu z kibolami z Ostrowa i Krotoszyna. Pojechaliśmy w trzy auta naszej prawie najlepszej załogi, ale nikogo nie spotkaliśmy. Ze Skalmierzyc podjechaliśmy prosto na Kaliski dworzec. Było tylko kilku gliniarzy, którzy dziwnie się śmiali. Stanęliśmy za przejazdem w ciągu samochodów chcąc ruszyć potem za Ostrowem. Kibice Lecha po wyjściu z pociągu, wykorzystali śladową ilość pal i to, że mieli iść przez przejazd, na którym staliśmy, ruszyli na nas zbierając kamienie z torowiska. Trzeba było szybko ewakuować samochody i na szczęście to się udało ( akurat przejechał pociąg). Tak więc ucieczka z konieczności, ale śmiesznie wyglądało jak biegli za naszymi samochodami małolaty z kamieniami. Trzeba było przełknąć gorycz porażki. Jak się okazało nie była to nasza ostatnia ucieczka tego dnia. Mecz zaczął się od niezłego naszego dopingu, wisiało kilkanaście flag, w tym wszystkie największe. Mimo niewielkiej akcji propagandowej zebrało się w młynie ok. 200 fanów. Na stadionie było dalszych kilkudziesięciu, ale czemu nie przyszli do młyna wiedza chyba tylko oni sami. Może się czegoś bali. Jak się okazało mieli dobre przeczucie. Dziwił brak Arki, która ponoć miała wyjechać z Gdyni w 2 autokary. My tymczasem w miarę nieźle dopingowaliśmy piłkarzy. Rozdaliśmy też 200 balonów. Wobec braku Arki młyn zaczął szybko maleć, towarzystwo rozeszło się jak na pikniku. 1 w tym momencie gdy było na nieco ponad 100 w sektor wjechała nam Arka. Śledzie przyjechali busem i samochodem i usiedli wśród widzów na stadionie. Nie mieli żadnych barw, za to pochowany sprzęt, który bez problemu wnieśli na stadion. Arka z okrzykiem wjechała w nas od góry sektora. Odpalili dużą akustyczną racę, którą wycelowali W nasze plecy. Każdy myślał, że to jakaś nasza petarda a zaskoczenie było całkowite. Śledzie zranili poważnie tym ładunkiem 2 naszych fanów, którzy z poparzeniami wylądowali w szpitalu. Potem panika zrobiła swoje, każdy myślał, że atakują nas właśnie te dwa wspomniane autokary, a nie 17 gości. Arka rozpędziła nas lejąc pałami. Kilku z nich w tym czasie zrywało nasze flagi. Udało im się zerwać, a właściwie odbić flagę Ostrowa i jedną naszą. Odbili też kilka szalików Lecha wiszących na flagach. Jeden ze śledzi zdarł też połowę Rycerzy, ale na widok nadbiegającego ochroniarza wyrzucił ją w trybuny ratując się ucieczką. Reszta „ flagowych też przebiegła już do sektora gości ( policja w nic się nie mieszała). Na bieżni pod naszym młynem doszło do krótkiej walki na pasy ze śledziami. Niestety z naszej strony miało Je tylko kilka osób, reszta nie mogła nic zrobić, inna sprawa, że część z jak wydawałoby się chuliganów, albo nie brała udziału w dymie, albo już oddaliła się w bezpieczne miejsce stadionu. Dziwi tez zachowanie tych, którzy siedzieli po przeciwnej stronie i widzieli idących śledzi, ale nie dali żadnego znaku… Po chwili reszta Arki zaczęła uciekać przez murawę, ale za nimi ruszyły tylko..3 osoby, a dobiegi tylko jeden. Rzucił się on sam na 3 śledzi, powalił dwóch z nich, ale za chwilę został okopany przez całą trójkę na murawie. Kilku z Arki rozbiegło się też wśród nas po stadionie. Jeden został zauważony i powalony na glebę, po czym uciekł na policyjny parking, a po chwili udało mu się wbiec do sektora gości.
Wśród przyjezdnych trwał już szal radości ( szczególnie ci z Ostrowa cieszyli się z odbitej przez Arkę flagi). Policja otoczyła przyjezdnych, rozdając parę pał, a ci uciekli w róg sektora ( kilku wystraszonych już z niego wyskoczyło i zaczęło uciekać). Pały jednak nie obiły śledzi. My w tym czasie staraliśmy podnieść się po porażce, kilkakrotnie próbując przejść policję na koronie stadionu. Niestety angażowało się w to tylko kilkadziesiąt osób,w większości młodzieżowców, którzy i tak wypadli nieźle. W sumie to zadymiła Arka, a pały lały nas. Po przerwie, gdy ustalaliśmy akcję po meczu, nagle przyjezdni zaczęli wychodzić ze stadionu. Ruszyła na nich grupa naszych siedzących przyj klatce, ale zabrakło zdecydowania i Arka opuściła po przerwie stadion. Z pewnych źródeł wiemy, że już przed przerwą zaraz po zadymie kibice Lecha i Arki poprosili policje o opuszczenie stadionu ( teraz mówią, że chcieli zdążyć na mecz Lecha z Zagłębiem Sosnowiec, ale zaraz udowodnię, że wcale im się nie śpieszyło) Po wyjściu Arki nie zebraliśmy się już w
kupę, każdy przeżywał porażkę. Pod koniec meczu dostaliśmy od jednego z naszych wiadomość, że Arka siedzi pod Teatrem na piwku. Zebraliśmy szybko ok. 20 chętnych i ruszyliśmy przez park pod teatr. W tym czasie jedno auto już tam podjechało. Niestety
chłopaki ruszyli na śledzi, zanim zdążyliśmy dobiec. Samochodowi w 3 osoby wyskoczyli na siedzących pod parasolami śledzi, którzy jak się okazało bez sprzętu nie stawili oporu.Od razu 3-4 z Arki padło na glebę, załapując się na kopy, jeden nawet wydawał z siebie
błagalne dźwięki. W tym momencie my wbiegliśmy na most przed teatrem, co wywołało odwrót Arki. Gdynianie dopiero wtedy pokazali, na co ich stać. Gdy zaczęli uciekać,jeden z nich zatrzymał ich – dając do rąk sprzęt wyciągnięty z busa. Nikt z nas nie liczy!się z takim obrotem sprawy , więc za chwilę to Arka wymachując maczetami zaczęła nas gonić. Uciekliśmy kilkanaście metrów, ale 2 z nas zostało na moście. Jeden wskoczył do
rzeki, a drugi dostał palą przez łeb i cały się zakrwawił. W tej walce Arka zraniła także jednego małolata od nas, który przypadkiem znalazł się w tym miejscu. Miał może z 13 -15 lat, a gość z Arki uderzył go maczeta w rękę. Miody jest inwalidą, maczeta rozcięła mięśnie i ma bezwładną rękę… Po kilkudziesięciu sekundach ruszyliśmy ponownie przez most uzbrojeni w 2 metrowe brechy, ale Arka zdążyła załadować się do busa i uciec.Wszyscy chyba nie zdążyli, bo widzieliśmy gości, którzy, rozbiegli się po okolicy. Zaraz wpadła policja i koniec zadymy. Ustawiliśmy się potem w okolicy zdarzenia , czekając na jakichś zabłąkanych śledzi , ale nic z tego. Jeżeli chodzi o Ostrów i Krotoszyn , to ci odjechali autobusem do Ostrowa. Jak widać wcale nie pojechali do Poznania , jak się tłumaczą tylko do domu. Także Arka wolała siedzieć na piwku, zamiast jechać na Lecha.Dlaczego chcieli wyjść po przerwie – oceńcie sami. Fakt jednak, że bus z Gdyni dojechał w trakcie II polowy meczu W Poznaniu, Arka powiesiła naszą flagę i odbite barwy Ostrowa.Po meczu okazało się, że rannych jest od nas ok. 15 osób w tym kilka ciężko. Pod szpitalem spotkaliśmy też naszych fanów z Blaszek ( było ich w młynie ok. 15), którzy też mieli rannych kolegów. Na mecz przyjechali też kibice z Gdyni 2 samochodami i to tylko oni zostali do końca w klatce. Niestety potem się nie popisali prosząc policję o obstawę do samochodów, które zresztą były w lekko zmienionym stanie. Podsumowując była to
nasza największa klęska w historii, tym gorsza, że zaatakowało nas tylko ok.20 gości.Wiele osób trafiło do szpitala, straciliśmy jedną naszą flagę, odbili szmatę Lecha z Ostrowa, musieliśmy uciekać na przejeździe pod dworcem…. Jednym słowem sprowadzili nas na ziemię, ale z porażki też trzeba wyciągnąć wnioski.Nas ok. 200 w I połowie Arki: 20-25 + 60 -70 Lecha
2) Odra Szczecin – KKS – 19. Nie odbył się
Czyli – Szczecin wykreślony
Wyjazd do Szczecina zapowiadał się bardzo atrakcyjnie. Było też sporo chętnych na wyjazd, jednak im bliżej dnia meczu ludzi coraz mniej. Tak czy tak byśmy tam pojechali, ale zespół Odry wycofał się z rozgrywek.
3) KKS – Zawisza Bydgoszcz – przełożony
Czyli na Zawiszę poczekamy ( i dobrze)
Mecz z Zawiszą także się nie odbył, ponieważ goście nie przyjechali na mecz. Cala sprawa dotycząca bydgoskiego tworu jest precedensem, ale jak widać działacze w PZPN dzielą kluby na lepsze i gorsze. Choć ten dziwny zespól nie stawił się w Kaliszu związek nie przyznał nam walkowera, ale nakazał rozegranie meczu w bliżej nieokreślonym terminie. Kiedy odbędzie się ten ciekawy pod każdym względem mecz do dziś nie wiadomo….
4) Sparta Brodnica – KKS 0;1 19 sierpień
czyli kilka przesiadek i pogonieni miejscowi WIDZÓW : 600
Do Brodnicy mieliśmy jechać busem, ale nasz poprzedni kierowca powiedział, że się boi. Nie zapowiadało się, więc dobrze. Na szczęście znaleźli się zapaleńcy, którzy zdecydowali się ruszyć pociągiem. Wyjechali bardzo wcześnie rano do Zduńskiej Woli, tam po trzech godzinach mieli pociąg do Inowrocławia. Po przesiadce w Inowrocławiu ruszyli do Torunia , z Torunia jeszcze gdzieś dalej, później kolejna przesiadka nie wiadomo gdzie i w końcu Brodnica. Towarzystwo pierwszy raz pokonywało tą trasę, więc ze względu na bliskość Zawiszy zabrało konieczny sprzęt -jak się okazało dobrze zrobili. Na atrakcje można było liczyć w Inowrocławiu, ale pojawiło się tylko kilku obserwatorów z miejscowej, Zawiszy którzy zachowywali bezpieczną odległość. Można, więc było liczyć na atrakcje ze strony bydgoszczan w samej Brodnicy. I rzeczywiście podchodząc pod stadion nasi zauważyli naprawdę niezłą ekipke czekających gości. Wszyscy myśleli, że to Zawisza, więc gdy tylko napastnicy ruszyli, nasi wyciągnęli sprzęt i podjechali z nimi po całości. Napastnicy rozbiegli się po okolicy, a największy z nich, który ruszył pierwszy, teraz pierwszy spieprzał i ukrył się w sklepie. Reszta też nie stawiła oporu. Trzeba jednak przyznać, ze mieli lepsze warunki fizyczne i śmiesznie wyglądało jak jeden z naszych młodzieżowców goni kilku starszych napastników. Jak się okazało nie była to Zawisza , ale miejscowi, którzy zebrali się i czekali na nasz przyjazd. Po oddaniu sprzętu do depozytu weszliśmy na stadion w towarzystwie paru policjantów. Miejscowe pały chciały nas chyba przestraszyć mówiąc, żebyśmy uważali bo miejscowi już dwa razy obili Arkę..(bez komentarza). Jeden z nich powiedział też, że wie, że dwóch z uczestników wyjazdu ma zakaz stadionowy, ale nie interesuje go to. Nasi rozwiesili flagę i od czasu do czasu dopingowali piłkarzy. Piłkarze niespodziewanie wygrali i było się, z czego cieszyć. Przed końcem meczu ten opowiadacz z policji, chciał abyśmy wyszli, na dworzec, bo odjedzie nam pociąg. Nikt z nas go nie poparł, więc powiedział, że albo idziemy, albo oni idą .Jak powiedział tak zrobili i na ostatnie minuty byliśmy bez obstawy. Miejscowi do niczego się jednak nie kwapili, poprzestając na bluzgach w naszą stronę. Zresztą prezentowali się słabo, było ich może w porywach do 40, mieli jedną flagę. Śpiewali bardzo dziwne piosenki, bluzgali chyba na wszystkich, śpiewali o swojej zgodzie z Polonią Bydgoszcz. Prowincją powiało, gdy zaśpiewali na nas „ pachołki Lecha”… – barany. Po meczu zabraliśmy się z piłkarzami, a atmosfera w autokarze niczego sobie. Podobno miejscowi gdzieś się na nas czaili, ale nic nie zdziałali. Dobrze, że zabrali nas piłkarze, bo wrócilibyśmy chyba za dwa dni. A tak 7 przesiadek w jedną stronę to nasz nowy rekord. Nas 12 Brodnicy ok. 30 -40
5) KKS – Lignomat Jankowy 0:1 25 sierpień
Czyli – cisza, spokój i porażka W1DZÓW: 1500
Mecz zaplanowano w debilnym terminie w piątek. Na meczu było sporo ludzi, ale nas niewiele. Nie prowadziliśmy dopingu, towarzystwo zebrało się, aby pogadać. Przed meczem przez przypadek zauważono w Kaliszu samochód ze znajomymi mordami z Ostrowa. Pyrki weszły chyba nawet na stadion. W przerwie meczu zrobiliśmy, więc samochodowy patrol po okolicy, ale niczego nie stwierdzono. Piłkarze zagrali fatalnie i zamiast wygrać, stracili bramkę i punkty. Ostrowiacy po meczu przyczaili się gdzieś w krzakach i zabrali szalik małolatowi ( wersja do końca niepotwierdzona). Derby regionu
6) Mień Lipno – KKS 0:2 30 sierpień
Czyli – ktoś jednak pojechał. WIDZÓW: 500
Mecz KKS-u z Lipnem odbył się w środę, co nie tłumaczy jednak braku chętnych na wyjazd. Myśleliśmy, że w Lipnie nie będzie fanów KKS-u, ale ostatecznie dotarło tam 4 naszych fanów samochodem. Nasi piłkarze sprawili kolejną niespodziankę, pewnie wygrywając. Miejscowi coś tam burzyli po bramkach dla KKS-u, ale do niczego nie doszło. Było ich ok.20 i mieli nawet jedną biało – czerwoną flagę, nie prowadzili dopingu. Nasi zadowoleni wrócili do Kalisza, pijani wszyscy łącznie z kierowcą. Nas 4 osoby miejscowych ok.20
7) KKS – Goplania Inowrocław 1:1 3 wrzesień
Czyli – zero Zawiszy , zero Goplanil , kiepscy piłkarze… WIDZÓW: 2000
Mecz z Inowrocławiem zapowiadał się bardzo interesująco. Już kilka tygodni wcześniej przyjazd swój zapowiedzieli kibice Zawiszy, więc liczyliśmy na kolejnych gości w Kaliszu. Jakiś czas przed meczem ustawiliśmy się w 25 osób na trasie i czekaliśmy na przyjezdnych. Niestety nie doczekaliśmy się. Klatka znów była pusta. My tym razem robiliśmy doping, choć nie wszystkim chce się śpiewać. Po bramce dla KKS-u odpaliliśmy również dwie race, co fajnie wyglądało w pochmurny dzień, a młodzi biegali po sektorze z dużą flagą nad głowami. Nasi piłkarze po raz kolejny dali popis nieudolności, dobrze, że chociaż podziękowali za doping. Nas ok. 40 -50 Goplan: 1 Zawiszy: 0
8) Gry Wejherowo – KKS 0:3 9 wrzesień
Czyli – dwóch partyzantów z KKS-u WIDZÓW: 1000
Mecz w Wejherowie pokazał, że brak chętnych na tak dalekie I karkołomne wyjazdy. Mimo przeszkód dotarło tam 2 fanatyków KKS-u, którzy jechali pociągiem. Żeby się tam dostać musieli jechać np.: przez Słupsk… Na dworcu było kilku podejrzanych typów, podobnie na stadionie. Miejscowi to fan – club Arki, tak więc sporo bluzg poleciało na naszych piłkarzy. Ci jednak dali miejscowym lekcję piłki i sprowadzili niedawnego lidera na ziemię. Nasi się nie ujawnili, ale w pewnym momencie bramkarz KKS-u widząc ich na stadionie zaczął do nich krzyczeć , co na szczęście prócz wrogich spojrzeń nie wywołało niepożądanej reakcji. Miejscowi mieli młyn na jakiś 4 dychy, klika flag. W doskonałych nastrojach nasi wrócili razem z piłkarzami. Nas oficjalnie 0 – 2 z partyzanta Gryfa ok. 40
9) KKS – Warta Poznań 0:0 13 wrzesień
Czyli – cienki lider i dobry doping WIDZÓW: 1500
Był to pierwszy oficjalny mecz z Wartą od kilkunastu lat. Poznaniacy byli liderem i ogrywali wszystkich. W Kaliszu mogli jednak przegrać i tylko, już po raz kolejny nieudaczności naszych na kaliskim stadionie zawdzięczają wywieziony remis. Oczywiście nikt nie przyjechał, ale tez nikt na to nie liczył. Nasi fani urządzili za to dobry doping, co zauważyli wszyscy obecni na stadionie. Nas w młynie ok.50 przyjezdnych: 0
10) Kotwica Kołobrzeg – KKS 0:4 17 wrzesień
Czyli – atrakcje w Poznaniu 1 nudy nad morzem WIDZÓW: 600
Do Kołobrzegu pojechaliśmy w 13 pociągiem. Pierwsza przesiadka w Ostrowie, ale tu jak zawsze cisza, potem do Poznania. W Poznaniu na dworcu zauważyliśmy kibiców Lecha, którzy wracali z meczu Lech – KSZO,W kilka osób podeszliśmy do nich i bez oporu odebraliśmy im 6 szali Lecha. Byli to fani Lecha z Piły. Potem po drodze musieli opuścić pociąg. Do Kołobrzegu już nic się nie działo. Na miejscu byliśmy rano, więc od razu ruszyliśmy nad morze. Było sporo dobrej zabawy. Na stadionie policja uprzątnęła nasz sektor ze sprzętu 1 kamieni, co było jak się okazało zbyteczne, gdyż miejscowi nie mieli bojowych zamiarów. Co prawda podszedł Jakiś „ Franek” , który zaproponował solówki , ale kiedy się zgodziliśmy więcej się nie pojawił. Miejscowi trochę dziwni, podszedł inny i chciał.. zgody. Nie zwracaliśmy na to uwagi, powiesiliśmy flagę i mogliśmy cieszyć się z kolejnego wyjazdowego zwycięstwa. Miejscowi nie mieli ani barw, ani młyna. Po meczu pały odwiozły nas na dworzec akurat na pociąg. Powrót na kredytach, (choć kilku to minęło). Wyjechaliśmy w sobotę, wróciliśmy w poniedziałek rano. Było całkiem nieźle. – ( Opis meczu – Grzegor) Nas 13 Kotwicy: ok.20
inna relacja:
Kotwica Kołobrzeg – KKS KALISZ 0:4 (17.09.2000)
Na zbiórce na kaliskim dworcu PKP tej wrześniowej, sobotniej nocy stawiła się iście parszywa „12”. Dwunastu fanatyków Kaliskiego Klubu Sportowego gotowych by ruszyć przez pół Polski w poszukiwaniu przygód. Pierwszy etap podróży mieliśmy pokonać „osobówką”, która miała nas przetransportować do Ostrowa Wlkp.
Kiedy pociąg już ruszył okazało się, że po peronie biegnie spóźniony „T”, który dzięki pomocy „G” dostał się na pokład darmowego środka transportu. Z „12” zrobiła się więc „13”. Właśnie tej nocy jeden z naszych „aktywnych” w tamtym czasie kolegów został ochrzczony mianem „Opalgąski”;)
W Ostrowie na dworcu cisza i spokój. Kolejny etap podróży to „pośpiech” z Ostrowa. Droga mija spokojnie na śmieszkowaniu i delikatnym popijaniu napojów rozweselających. Po wtoczeniu się składu na dworzec Poznań Główny okazuje się, że tutaj już nie jest tak cicho i spokojnie jak w Ostrowie. Na peronach roiło się od osobników w niezbyt lubianych w Kaliszu barwach. Momentalnie ktoś skojarzył, że właśnie przed kilkoma chwilami w Poznaniu skończył się mecz Lecha z KSZO, a więc byliśmy już pewni, że będziemy mieć w pociągu nieproszonych gości.
Siedzimy w przedziałach i czekamy na rozwój wydarzeń obserwując wchodzące do wagonów pyrki. Pociąg ruszył. Po krótkiej lustracji przeprowadzonej przez naszych wywiadowców okazuje się, że surowiec wykorzystywany do produkcji frytek ulokował się w dwóch przedziałach na początku i na końcu naszego wagonu. Czy nas rozkminili? Taktycznie otoczyli przed planowanym atakiem? Nas jest 13. To wiemy. Nie wiemy za to ilu jest przeciwników. Po szybkiej burzy mózgów postanawiamy rozdzielić się na dwie grupy szturmowe i jednocześnie przypuścić atak na oba przedziały. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy i po chwili zaatakowaliśmy. Rywale byli bardzo zaskoczeni, początkowo chcieli się bronić nie zamierzając oddać barw. Jednak parę ciosów i liści wystarczyło by zmienili zdanie. Tym sposobem wzbogaciliśmy się o 6 szali Lecha. Atakowanymi okazali się fani Lecha z fc Chodzież oraz fc Piła. Na nasze pytanie: „czy wiecie kto Was właśnie skroił”? Odpowiedzieli: „Aluminium Konin”:) Pewnie tak na ich mózgi podziałała siła naszych ciosów. Szybko jednak wyprowadziliśmy ich z błędu. Po wszystkim powiedzieliśmy, że mają już zapewniony spokój z naszej strony. To ich jednak nie uspokoiło, bo poprosili o papierosy. Postąpiliśmy humanitarnie i umożliwiliśmy im ukoić skołatane nerwy. Po chwili okazało się jednak, że nie powinniśmy mieć dla nich żadnej litości. Ledwo co wyszli z pociągu, a nabrali ogromnego wigoru i odwagi. Zapowiedzieli, że jeśli tylko będziemy wracali pociągiem przez Piłę, to do Kalisza w całości nie wrócimy. Dodawali sobie przy tym animuszu pokazując palcami gesty powszechnie uznane za obraźliwe. Skład odjechał, a my zaczęliśmy się zastanawiać co z tym faktem zrobić. Jedyną opcją powrotu był pociąg. Jadąc z Kołobrzegu do Ostrowa Wlkp. przez Piłę przejechać trzeba. Sytuacja wyglądała mało ciekawie. Oni dokładnie wiedzieli ilu nas jest. Na szczęście nie wiedzieli, że mamy ze sobą flagę (w czasie naszego ataku plecak z flagą był pilnowany przez dwie osoby, które nie brały bezpośredniego udziału w akcji). Mieli sporo czasu na przygotowanie się do rewanżu. Postanowiliśmy, że o powrocie pomyślimy później. Teraz trzeba skupić się na dotarciu do miejsca docelowego naszej podróży, czyli Kołobrzegu.
Dalsza droga mija spokojnie i rano meldujemy się w tym nadmorskim uzdrowisku. Jako, że w nocy zbytnio nie spaliśmy pierwsze kroki kierujemy do stojącego na bocznicy pociągu – niestety był zamknięty. Wobec tego postanawiamy skierować się na plażę. Tam logujemy się do koszy plażowych, jednak po chwili pojawia się ich administrator i musimy szukać szczęścia gdzie indziej. Zmieniamy lokalizację i robimy to co wydawało się nieuniknione – kąpiel w Bałtyku. Brak ręczników nie był wielkim problemem – skrojone wcześniej szale idealnie spisały się jako pochłaniacz wilgoci z naszych nóg.
Po kąpieli wypadałoby coś zjeść. Ekonomiczne zakupy w jednym ze sklepów i znów lądujemy na plaży. Po „obiedzie” sjesta się należy. Rozkładamy kurtki na piasku i zasypiamy. Błogostan przerywa dziwny hałas. Coś jakby ktoś mówił drutem kolczastym. Po otwarciu oczu okazuje się, że jesteśmy otoczeni przez rodaków Gutenberga. Jak widać stanowiliśmy dla nich atrakcję nie mniejszą niż kołobrzeskie molo. Celebryci kurwa:) Po zakończonej sesji postanawiamy schować się jednemu zmęczonemu życiem koledze, który jako jedyny pozostał niewzruszony na plaży. Prosimy parkę siedzącą w pobliży by po jakimś czasie go obudzili mówiąc, że powinien wstać, bo jego koledzy chyba sobie poszli. Chwilę obserwujemy panikę jaka ta sytuacja wywołała u naszego kolegi i wołamy go do siebie. Przy okazji – nie wiadomo czy ta panika była większa od tej, która pojawiła się u niego nieco wcześniej, kiedy to nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca do wypróżnienia się kakaowym okiem;)
Ruszamy na stadion. Tam na naszej drodze stają mundurowi. Standardowa „konfiskata” zabawek oraz czapek zimowych z otworami na oczy i usta i możemy wejść na obiekt. Co ciekawe za depozyt posłużyła jedna z toalet. Jak to mówią – potrzeba matką wynalazku. Do rozpoczęcia meczu jeszcze sporo czasu, więc postanawiamy wykorzystać go na kolejną tego dnia drzemkę.
Po jakimś czasie znów obudziły nas jakieś krzyki. Naszym oczom ukazał się kołobrzeski agresor wybiegający zza krzaków i nawołujący kolegów by biegli za nim. Podnieśliśmy się i szykowaliśmy do odparcia ataku. Agresor biegł i biegł nie przestając machać rękoma i nawoływać kolegów. Przebiegł tak może z 200 metrów i okazało się, że atak będzie przeprowadzał w pojedynkę. Otóż resztę potencjalnych napastników widział tylko on. Kiedy został powstrzymany przez mundurowych okazało się, że jest to doskonale znana z tego typu akcji persona. Jeśli przytoczymy anegdotkę o tym, że na akcję zakłada dwie kominiarki, bo w jednej może go ktoś rozpoznać – to myślę, że to wyjaśnia wszystko:) Powiesiliśmy flagę (Duma Kalisza) i ruszyliśmy z dopingiem. Miejscowi bez młyna, barw, dopingu. Było ich może z 20 osób. Nasi piłkarze dali radę i pokonali rywali aż 4:0, co jeszcze bardziej poprawiło nam humory.
Czas wracać. Jeden z nas – „Opal G” zakomunikował, że musi szybko wracać do domu, bo „ma robotę”. Czy robotę miał czy też nie wytrzymał napięcia nie wiadomo. Wiadomo, że wracał z piłkarzami jako „redaktor z Kalisza”. Z piłkarzami wróciła też flaga. Odbieramy nasze fanty z „depozytu” i wychodzimy ze stadionu. Do odjazdu pociągu niewiele czasu, do akcji wkraczają ci co „służą i bronią” i darmowymi taksówkami jedziemy na dworzec. Niestety niektórzy z nas nie potrafili docenić tego gestu i nieco upiększają wnętrze pojazdów odpowiednimi wrzutami za pomocą niezawodnych markerów. Na dworcu kręcą się jeszcze miejscowi.
Wsiadamy do pociągu i odjeżdżamy zaczynając ustalać taktykę na drogę powrotną. Było niemal pewne, że podrażniony Lech będzie chciał sobie odbić kompromitującą wpadkę. Im bliżej Piły, tym bardziej wzrasta napięcie. Adrenalina aż kipi. Do tego przepychanki z upierdliwym kanarem, który za nic w świecie nie chciał się dogadać. Ostatecznie większość bierze „kredyty”. Kilku z nas udaje się tego uniknąć. Dojeżdżamy do Piły. Czekamy na atak. Cisza. Podejrzana. Skład rusza. Chodzież. Sytuacja się powtarza. To samo w Poznaniu. Zapomnieli o nas? Może nie przyznali się do porażki kumplom ze strachu i wstydu? Nigdy nie poznamy odpowiedzi na te pytania. Faktem jest to, że wyszliśmy z opresji bez szwanku.
Kiedy wydawało się, że żadnych atrakcji już nie będzie, do akcji ponownie wrócił kanar, któremu nie zgadzała się liczba wystawionych kredytów i postanowił znaleźć naszych gapowiczów. W jednym z przedziałów pod siedzeniami schowała się nasza dwójka. Dwóch innych (z kredytami) siedziało legalnie na siedzeniach. Ściągnięcie przez nich butów okazało się dobrym pomysłem, gdyż aromat jaki buchnął w twarz kanarowi po otworzeniu drzwi spowodował ostudzenie zapędów pana biletera, który skwitował to słowami – „jebie tu jak z chińskiej chaty”, pierdolnął drzwiami i wyszedł:) Jeszcze tylko przesiadka w Ostrowie i w Kaliszu meldujemy się w poniedziałek rano.
11) KKS – Chemik Bydgoszcz 0:1 3 wrzesień
Czyli -jak zwykle w Kaliszu WIDZÓW: 2000
Mecz z wiceliderem z Bydgoszczy zakończył się niespodziewanie porażką naszych piłkarzy. Mimo to prawie cały mecz pół setki najwierniejszych zdzierało sobie gardła, aby pomóc piłkarzom. Niestety, Ci zagrali fatalnie. Liczyliśmy Jeszcze na atrakcje po meczu (tego dnia w Kole grała Ostrovia, więc musieliby Jechać przez Kalisz), ale nasz obserwator w Kole przedzwonił, że nikt nie przyjechał. Nas 50 w młynie przyjezdnych: 0 12) Huragan Pobiedziska – KKS 0:0 27 wrzesień Czyli – tajemnicze BMW 1 bębny miejscowych WIDZÓW: 350 Do Pobiedzisk pojechaliśmy samochodem, dojechał też drugi wózek, ale siedzieliśmy osobno. Jedni na trybunie honorowej ( ha, ha), pozostali na normalnej. Miejscowi mieli własne szale, w dopingu wspierały ich bębny, nie mieli za to żadnych barw Lecha, co trochę dziwi. Podjechało też kilku konkretnych gości BMW, ale do końca nie wiadomo, kto to był. Pogadaliśmy trochę z miejscowymi, którzy zapowiedzieli swój przyjazd do Kalisza (to już kolejni po Brodnicy). No cóż czekamy. Piłkarze mimo wielu sytuacji nie wygrali na wyjeździe pierwszy raz w sezonie. – ( Opis meczu Celer) Od nas 9 osób miejscowych ok. 30
13) KKS – Unia Janikowo 1:1 1 październik
Czyli – wszystko w normie WIDZÓW: 1500
Przed meczem liczyliśmy na przyjazd kibiców beniaminka, gdyż wtedy można się ich spodziewać. Niestety nikogo nie było. My staraliśmy się pomóc piłkarzom i wymóc na nich pierwsze zwycięstwo w Kaliszu. I rzeczywiście wszystko było na dobrej drodze. KKS strzelił bramkę, my odpaliliśmy dwie race i było pięknie. Niestety kilka minut przed końcem meczu goście cieszyli się z wyrównania. Jeden z rezerwowych gości, co chwila prezentował nam koszulkę Zawiszy i tak mimo dopingu nadal bez zwycięstwa w Kaliszu. Na meczu zadebiutowała nowa flaga Ekipy Garden – całkiem niezła. Nas w młynie 60 osób przyjezdnych: 0
14) Kaszubia – KKS 2:1 7 październik
Czyli – w Kościerzynie rządził sędzia… WIDZÓW: 300
Kaszubia to pierwszy wyjazd od początku sezonu, gdzie nie było kibiców KKS-u. Po pierwsze cholernie daleko, po drugie Arka chyba za blisko… Mecz toczył się pod dyktando KKS-u, ale wygrał sędzia. Po jednej z akcji miejscowych Dziubek wybił piłkę ponad metr od linii bramkowej, po czym KKS ruszył z kontrą, po jakimś czasie sędzia przerwał akcje i odgwizdał na środek boiska, twierdząc, że piłka wpadła do bramki…! Protesty naszych piłkarzy nic nie dały, a potem sędzia trzymał już korzystny dla miejscowych wynik. Dobrze zaprezentowali się miejscowi, którzy powiesili sporo flag, nie było ich też mało. Są to w większości kibice Arki, stąd też piłkarze KKS-u pod naszą nieobecność wysłuchali wielu bluzg. Nas 0… Kaszubił – kilkudziesięciu 15) KKS – Amica II Wronki 3:1 14 październik Czyli -… Wreszcie zwycięstwo w Kaliszu! WIDZÓW: 1500 Wreszcie doczekaliśmy się po 14 kolejkach zwycięstwa naszych piłkarzy w Kaliszu. Rezerwa Amici były tylko tłem dla KKS-u i wynik 3:1 nie oddaje różnicy na boisku. My śpiewaliśmy cały mecz, odpaliliśmy racę, doping był niezły, mimo malej liczby. Na meczu było kilku naszych z Fan —clubu Blaszki i 1 z Żegocina. Po meczu cala drużyna podbiegła pod sektor, przebiegając wzdłuż płotu i dziękując za doping. Swoją drogą mają, za co dziękować, bo w Kaliszu grali fatalnie. W czasie meczu część z nas był na ślubie Żaby, który postanowił założyć rodzinę. Nas w młynie 50 sztuk przyjezdnych: 0
16) KKS – Błękitni Stargard 3:1 18 21 październik
Czyli – deszcz i bramka z własnej połowy WIDZÓW: 800
Już w następną środę mieliśmy kolejny mecz KKS-u. Piłkarze rozegrali chyba najsłabszy mecz w rundzie , ale wygrali pewnie. Nas na sektorze mało, nie wisiała nawet żadna flaga, nie było dopingu. Ozdobą meczu był gol Marczaka zdobyty pod koniec meczu strzałem z … własnej połowy! Przed meczem na stadion wjechało ok. 15 kabaryn z palami, więc można było liczyć na jakichś gości. Niestety nikogo nie było, a pały miały jakieś ćwiczenia. Ludzi na stadionie mniej niż zwykle, ale cały dzień lal deszcz. Nas ok. 40 przyjezdnych: 0 17) Bałtyk Gdynia – KKS 0:1 21 październik Czyli – burdel z terminem i upadający Bałtyk WIDZÓW: ok. 100! Kilka tygodni wcześniej wyjazd był pewny, jednak im bliżej meczu chętnych coraz mniej. Potem Bałtyk prosił, aby mecz rozegrać w Kaliszu, ( co nam jak najbardziej odpowiadało). Klub się zgodził, ale nie zgodził się związek w Poznaniu. Cały czas mecz zapowiadany był na niedzielę, a tu nagle przełożyli go na sobotę i do tego na debilną godzinę przed południem ( komuś ładnie odbiło). Efekt był taki, że gdy w sobotę dowiadywałem się o godzinę meczu niedzielnego, było już po meczu w Gdyni.. Nie było nikogo z KKS-u, a szkoda, bo w kilka osób stawilibyśmy się w niedzielę na Bałtyku na pewno. Na meczu było tylko od 50 do 100 ludzi, co najlepiej pokazuje, że Bałtyk umiera. Jednak kilkunastu gości prowadziło doping, a po stracie bramki rzucili kilka elementów stadionu przeznaczonych do siedzenia. Mimo naszych chęci kolejne zero na wyjeździe. Nas 0 na Bałtyku Bałtyku: kilkunastu
17) KKS – Pomerania Police 0:3 29.X.2000
Czyli kompromitacja w wielkim stylu! WIDZÓW: ok. 1500
Mecz z Policami miał być łatwy i przyjemny, czyli wysoko wygrany. Początek rzeczywiście na to wskazywał, ale po jakimś czasie nasi kopacze zaczęli się kompromitować. Dwie wpuszczone frajerskie bramki ustawiły mecz, który ostatecznie wygrali goście znad morza 3:0. Reakcja trybun była taka, że po przerwie więcej niż połowa ludzi opuściła stadion. My właśnie po przerwie zrobiliśmy doping ( momentami bardzo dobry), licząc na lepszą grę piłkarzy. Niestety minuty leciały, stadion pustoszał, zdzieraliśmy gardła, a oni pokazali wszystkim, jak są słabi. Zamiast goli nasi zaczęli rzucać na prawo i lewo „ kurwy i chuje”, na co najśmieszniej reagował bramkarz Polic, który co chwila wołał sędziego, że nasi „ kurwują”… Krzyknęliśmy nawet parę razy „ Kalisz grać k.. mać”, ale i to nie pomogło. Dopingowaliśmy do końca, choć zostało nas niewielu, żeby pokazać piłkarzom, że mają dla kogo grać. Biedni byli za to sędziowie i trenerzy Polic, którzy zostali obrzuceni masą bluzg ze strony zwykłych widzów. Jakiś podpity fagas od nas stanął za ławkę rezerwowych gości i tak skutecznie im groził, że prawie wszyscy siedzący na niej uciekli. Poleciała też z trybun puszka, a po meczu kilka kamieni. Za schodzącymi sędziami ruszyła grupa zgredów, a za chwilę także kilkunastu od nas. Niestety sędziowie w silnej obstawie uciekli do hali. Po meczu tylko 2 piłkarzy podziękowało za doping, co zostanie zapamiętane. W młynie były pojedyncze osoby z Opatówka, Błaszek i Żegocina. Nas ok. 50 z Polic: 0
18) Obra Kościan – KKS 0:1 5.XI.2000
czyli pokonana „ Obora” i 140 km. na sygnale WIDZÓW: 1200
Do Kościana planowaliśmy jechać pociągiem, ale na Policach zdecydowaliśmy, że jedziemy autokarem. Potem jeszcze okazało się, że mecz był w innym dniu niż zaplanowaliśmy wyjazd, który z soboty trzeba było przekładać na niedzielę. Frekwencja była sporym zaskoczeniem, ale wyjazd kosztował nas grosze (większość dołożył klub). Przed autokarem stało kilkanaście osób, które nie miały miejsca w środku. Pojawili się tez tajniacy, którzy nic nie wiedzieli o naszym wyjeździe ( może udało się wytępić konfidentów). Policja próbowała dowiedzieć się coś od kierowcy, ale ten wziął ich za kibiców. Ruszyliśmy z pół godzinnym opóźnieniem, bo kaliskie pały nie chciały nas puścić bez eskorty. W końcu pojawił się radiowóz, który jechał za nami aż do zmiany na trasie. Pały były bardzo dobrze zorganizowane, w momencie, gdy pojawiał się kolejny radiowóz, poprzedni zawracał i tak do samego Kościana. Nasz kierowca zmienił trasę, ale policja też. Przed Kościanem zatrzymał nas na parkingu większy oddział prewencji i mogło być nieciekawie, bo zdarzyło się, że przyjezdni nie zostali wpuszczeni. Początkowo chcieli wpuścić tylko tych z nas, którzy mieli dokumenty, a pozostałych zatrzymać, ale w końcu dali sobie spokój. Było też filmowanie i przeszukanie autokaru ( znaleźli kilka pałek i rurę), ale nie robili z tego powodu afery. Pod stadionem byliśmy, gdy zaczynał się mecz. O dziwo kasa na bilety szybko się znalazła, choć miejscowi nie chcieli nas wpuścić na ulgowe bilety. W końcu rura im zmiękła i zaczęliśmy wchodzić na stadion. Gdy w kilka osób byliśmy na sektorze ruszył na nas jeden kilkunastoletni miejscowy, któremu chyba jabole nie służą. Jego kumple nie byli skorzy pójść w jego ślady i po kilku sekundach złapała go ochrona. Od miejscowych oddzielała nas jakaś siatka, ale nie było żadnej klatki. Od początku rozpoczęliśmy bardzo dobry doping, chyba najlepszy od początku sezonu. Mieliśmy tylko jedną flagę, ale na więcej i tak nie było miejsca. Miejscowi nie mieli młyna, zaczęli się zbierać i chodzić po stadionie. W końcu zebrało się ich może ze 20, ale obserwowali nas z bezpiecznej odległości. Krzyknęliśmy na miejscowych tylko jeden tekst „… nie bijcie nas komandosi” , co rozbawiło nie tylko nas, ale także miejscową prewencję. Na sektor dotarł tez fan KKS-u, który jechał pociągiem, ale nie było 5 naszych, którzy ruszyli samochodem. Okazało się, że 2 z nich zostało otoczonych przez miejscowych, gdy szli do sektora. Kibice z Kościana jak się okazało nie należą do rewelacji, gdyż nie mogli sobie poradzić mając 10 krotną przewagę. Niby coś tam próbowali, ale po prostu bali się. Inna sprawa, że ta dwójka mogła z nimi z powodzeniem walczyć. Widząc to ruszyliśmy na pomoc, ale pały zablokowały przejście. Po kilku minutach bohaterowie w asyście 10 policjantów zostali przyprowadzeni na sektor. Ciekawe gdzie byli wtedy 3 ich koledzy, którzy jechali razem z nimi, a na sektor dostali się wcześniej? Przerwa minęła bez atrakcji, co niektórzy próbowali namówić na wyjazd do Kalisza zachwycone miejscowe panny, ktoś inny oglądał szal miejscowej Obry, który miały miejscowe dzieciaki, które z ciekawością nam się przyglądały. W 2 połowie doping był jeszcze lepszy, co denerwowało miejscowych zgredów, którzy nieśmiało zaczęli coś tam krzyczeć. Mieliśmy trochę śmiechu, gdy bez problemu przekrzykiwaliśmy ich zmieniając nazwę ich klubu na OBORA… W oddali zebrało się kilkunastu miejscowych z Lecha, ale chyba nic nie śpiewali. Na boisku tymczasem toczyła się zażarta walka o piłkę, sędzia pokazał 3 czerwone kartki i kilka żółtych. W doliczonym czasie gry KKS strzelił gola! Szał był taki, że poszło kilka krzesełek na trybunie, przez co policja wykorzystując nasze niezdecydowanie wspólnie z ochroną wyprowadziły jednego z nas ( po chwili wrócił). Po meczu podbiegli do nas wszyscy piłkarze, a najbardziej cieszył się nasz bramkarz, który powoli wyrasta na naszego idola. Fajnie wyglądało jak piłkarze złapali się i zaśpiewali swoją piosenkę o KKS-ie. Gdy schodzili z boiska, zostali zaatakowani przez miejscowych zgredów, doszło do przepychanki, ale celem kibiców Obry byli sędziowie, którzy dostali bicie, za co nagrodziliśmy ich brawami. Nie ma się co dziwić, skoro na swoim stadionie nie przegrali od..36 Spotkań, a więc ponad 2 lata! W zajebistych nastrojach ruszyliśmy w dalsza drogę pod eskortą policji, także powrotne 140 kilometrów pokonaliśmy z radiowozem na czele, jadąc na pierwszeństwie nawet przez przejazdy kolejowe. Był to najlepszy wyjazd od kilku miesięcy. Mieliśmy pewne przypuszczenia, co do niespodzianek na trasie, ale nic się nie wydarzyło. Nas 61 Obry 15 – 20 osób
19) KKS – Flota Świnoujście 0:0 12.XI2000
Czyli remis z liderem i zadowoleni sędziowie… WIDZÓW: ok.2000
Mecz z liderem ze Świnoujścia zapowiadał się ciekawie. Liczyliśmy na przyjazd kibiców znad morza, jak się okazało niepotrzebnie. Fani Pogoni ze Świnoujścia raz na kilka miesięcy gdzieś pojadą, więc liczyliśmy, że może trafi to na nas. Ponoć nawet mieli chęć przyjechać, ale na tym się skończyło. Bardzo mało ludzi wierzyło w ich przyjazd, ale mimo to pojawiliśmy się rano na dworcu. Na stadionie było sporo ludzi, część weszła za darmo. Mieliśmy na tym meczu zebrać się, ale efekt był kiepski. Rozwiesiliśmy flagi, na górze sektora rozłożyliśmy dużą flagę i rozpoczęliśmy doping. Po kilkunastu minutach nastąpiła przerwa, wiara rozlazła się po stadionie, ale w drugiej połowie jakieś 4 dyszki nie oszczędzało gardeł. Dziwię się, czemu wszyscy nie przyszli na sektor, ale ostatnio zapanowała jakaś moda, że niby nie warto drzeć papy, bo w młynie są jakieś małolaty. Wkurwia mnie takie nastawienie, bo jakieś małolaty zawsze się znajdą, bo to oni za kilka lat będą zdzierać gardła. Chyba nie pamiętacie jak kilka lat temu nieśmiało przychodziliście do młyna… Mam tylko nadzieje, że na wiosnę każdy będzie wiedział, że jego miejsce jest na sektorze. Jak będziemy wyglądać jak ktoś przyjedzie i będziemy się schodzić z całego stadionu!? Dla porównania z 60 osób, jakie kilka dni wcześniej były w Kościanie, na sektorze była niecała połowa… Można było zrobić konkretny doping na ostatnim meczu u siebie. Do przemyślenia. Na boisku niewiele się działo, nasi piłkarze jak zwykle zmarnowali kilka świetnych sytuacji. W przerwie zimowej muszą być zmiany! Po meczu cała drużyna podziękowała nam za doping (trochę śmieszne, co?), a kapitan zespołu Arek Kranc powiedział nawet „jesteście zajebiści” , ale chyba nie wie co mówi. Po meczu zadowoleni byli jedynie sędziowie, którym w imieniu Arki bardzo zależało na remisie w meczu czołowych drużyn. No i Arka została liderem. Nas na sektorze ok….60 Floty: 0
20) Astra Krotoszyn – KKS 1:0 19.XI2000
Czyli – bardzo spokojne derby w asyście prewencji… WIDZÓW ok.2500
Mecz w Krotoszynie zapowiadał się bardzo ciekawie, ze względu na zapowiedzi kibiców z tego miasta i ich największych przyjaciół z Ostrowa. Za miejsce owych zapowiedzi rzezi na nas posłużył Internet… My natomiast jak to u nas normalne, w ogóle nie przejmowaliśmy się tymi tekstami i właściwie większość z nas miała ten mecz w dupie. Zamówiliśmy 2 autokary, ale byliśmy przekonani, że załadujemy się do jednego. Nie było też żadnej akcji propagandowej, jak zawsze na derby, żadnego umawiania się. Podniecanie się kibicowaniem u wielu już minęło – wydaje się, że bezpowrotnie, ale każdy wie, że ma jechać. Jak się okazało nie było tak źle jak się spodziewaliśmy. Ale Panowie na przyszłość większa mobilizacja nie zaszkodzi! Niestety musieliśmy tam jechać autokarem, (bo pociąg zlikwidowali, a od następnego roku dostać się do Krotoszyna pociągiem będzie prawie niemożliwe.), co wiąże się też automatycznie z niższą frekwencją. Ludzie schodzili się bardzo powoli, na jakąś godzinę przed planowanym odjazdem było tylko kilka osób. Z czasem docierały grupy i grupki z różnych części miasta, no i w autokarach… Zabrakło miejsca. Trzeci autokar też by się przydał, ale nikt nawet o nim nie myślał przed wyjazdem. Ruszyliśmy z opóźnieniem w asyście kilku kabaryn, oczywiście na sygnale. Droga minęła wesoło, ale policja przewidziała niespodziankę. Liczyliśmy na jakieś atrakcje w Ostrowie, ale obstawa przewiozła nas przez to miasto nieco z boku. Widzieliśmy jakiś podejrzanych leśnych ludzi, ale nic się nie działo. W Krotoszynie podobny zabieg i kilkanaście kilometrów dookoła. Pod stadion zajechaliśmy z fasonem, kilka minut przed meczem. Szybko okazało się, że miejscowi działacze chcą na nas zarobić sprzedając najdroższe bilety, ale ostatecznie po ostrej wymianie zdań i zapowiedzi, co zrobimy z nimi w Kaliszu weszliśmy na ulgowe { a już chcieliśmy tak jak Zagłębie Sosnowiec wieszać flagę na płocie i dopingować zza stadionu. Na bramie sprawdzała nas ochrona ( była to ochrona pobliskich dyskotek), ale wydawali się w porządku. Niestety straciliśmy trochę efektów świetlnych, które miały wrócić do nas po meczu ( niestety nie wróciły). Najbardziej rozbawił nas szef tej bandy debili, który zabierając race powiedział cyt. “Jak na dysce zabieram flaszki to też nie oddaję…” No cóż, ale może edukację zakończył na podstawówce. Gdy wchodziliśmy na sektor piłkarze wyszli już na murawę. Spiker zapowiedział uczczenie śmierci naszego kolegi Czarnego minutą ciszy. Trzeba przyznać, że wszyscy miejscowi zgredzi wstali i zachowali się jak należy, co zapamiętamy, a tymczasem przeciwna nam koalicja prostaczków w szalikach zaczęła gwizdać…! Cały stadion stał, a te półmózgi gwizdały. Ale nie oczekujmy od nich zbyt wiele. Skoro już jestem przy tym parę zdań o nich. Mobilizacje mieli ponoć ogromną, ale jakoś nie było tego widać. Na początku meczu było ich mniej więcej tylu, co nas, potem jeszcze mniej. Zebrali się w ok. 100 osób, mieli 2 flagi Krotoszyna i jedną Ostrovii. Szali mieli mało, wyglądali na samych nastolatków, ale jak na tą zbieraninę nieźle pokazali się od strony pirotechnicznej. ( Pierwszy raz w historii) Rzucili 2 bardzo dobre świece dymne, sporo petard i konfetti. Jest poprawa, bo gdy byliśmy tam ostatnio parę lat temu nie mieli niczego. W skład ich młyna wchodziła antykaliska koalicja kibiców Lecha z Krotoszyna, Ostrowa, Jarocina, Klęki i Środy Wlkp., Koźmina… Najbardziej zdziwiła nas mała ilość gości z Ostrowa, którzy przyjechali do Krotoszyna autokarem(powtórka z Kępna) w jakieś 25 osób. Ostrowiacy spalili tez naszą flagę, którą zdobyła w Kaliszu Arka i którą śledzie im dali, aby się chłopaszki popodniiecały. Śpiewali bardzo mało, a jeżeli już to bluzgi na nas ( Arka Gdynia was jebała itd.) Ze strony chuligańskiej nie zaprezentowali nic, choć mieli wręcz idealne warunki, bo stało w ich okolicy może kilku porządkowych. My natomiast byliśmy szczelnie pilnowani z przodu przez kilkunastu – tych inteligentów od dyskotek, z boku i z tyłu przez policję ze strzelbami. Staraliśmy się pomóc naszym piłkarzom dopingiem, ale jak na ponad 100 osób był on tylko momentami niezły. Choć i tak piłkarze mogli czuć się jak u siebie, bo druga strona milczała. Sprawę próbował zmienić miejscowy spiker, który widząc, co się dzieje starał się poruszyć zgredów, którzy w całości wypełnili stadion. Niestety nie mieli oni takiej fantazji jak gość z mikrofonem. W przerwie też nic się nie działo, doszło jedynie do przepychanek z ochroną, gdy jeden z ochroniarzy nadepnął naszą flagę i dostał od K z otwartej w pysk. W II połowie jedna i druga strona starała się jak najbardziej dopiec sobie głupimi tekstami, ale ochrona skazana była na porażkę. Jednak to oni tryumfowali, gdy w ostatniej minucie Astra strzeliła bramkę. Wtedy dopiero dali popis… Szkoda przegranej, bo to KKS miał przez cały mecz przewagę, a miejscowi oddali jeden celny strzał i wygrali. Jakoś nie możemy pokonać tej Astry. W drugiej połowie ze strony kibicowskiej niewiele się działo. Zdziwili nas ostrowiacy, którzy w jej trakcie opuścili stadion. Miejscowi dopiero, gdy zostali sami zaczęli dopingować swoją drużynę ( a raczej mocniej bluzgać na nas). My odpaliliśmy pozostałe petardy ( Sz. rzucał nimi tak daleko, że wylądowały na\ polu karnym…naszego bramkarza, robiąc małe zamieszanie.) Rzuciliśmy też kilkadziesiąt serpentyn (to nie wyszło) i odpaliliśmy race. Na koniec rozłożyliśmy nad siebie dużą flagę i na tym koniec, nic szczególnego. Na płocie powiesiliśmy też ok. 20 szali Lecha i flagę Jarocina, Po meczu ochrona ochoczo wskoczyła do naszego sektora i co tu nie mówić zrobiła popłoch. Po chwili, gdy doszliśmy do autokarów zaczęliśmy przepychanki z policją, ale sprawcy zamieszana- ochrona szybko się oddaliła. Pały tymczasem otoczyły autokary, wymierzając do co bardziej nerwowych z broni. Powrót spokojny (tyle, że znów, naokoło, co kosztowało nas dodatkowe 150 zł za autokary). Podsumowując derby nudne, ale cieszy niezła frekwencja na wyjeździe. W autokarach jechało dokładnie 104 osoby, a pod stadionem dołączyło kilkanaście osób samochodami. Było nas ok. 120 w tym kilku zgredów, ale ktoś policzył, że na sektorze stawiło się dokładnie 116 osób z Kalisza. Na mecz nie dojechali nasi kibice z Błaszek, a także przyjaciele z Głogowa ( Chrobry jechał w 6 osób w nocy, ale zostali zatrzymani w Lesznie i wrócili do Głogowa). Nie było też sporo innych ludzi, pojawiło się w zamian kilka zapomnianych twarzy. Ekipa też była niezła, najlepsza jaką mieliśmy w tym sezonie na meczu wyjazdowym. Szkoda porażki, bo bylibyśmy na trzecim miejscu w tabeli. Pozostaje czekać na wiosenny rewanż w Kaliszu — może będzie ciekawiej Nas 116 na sektorze Astry ok.100-120 w młynie w tym 25 z Z Ostrowa i inni z Lecha
POLSKA – BIAŁORUŚ 3:1 Łódź – stadion Widzewa
Początkowo kilka osób chciało wybrać się na ten mecz, ale telefon z Lodzi, że się na nas szykują zmienił plany. Nie było, po co jechać -jedynie na oklep. Ostatecznie jednak na stadionie Widzewa pojawili się fani KKS-u, choć nie z głównej ekipy. Było też 5 naszych fanów z Blaszek, którzy powiesili doskonale widoczną flagę. Na meczu pojawiło się wiele ekip – nie ma sensu wymieniać. Oprócz Widzewa najlepiej prezentowała się Legia ( 80), Śląsk, Zagłębie i Lechia. Przed meczem pod stadion wjechał LKS z Tychami w 150 osób niezłej załogi. Początkowo rządzili i choć później musieli uciekać przed koalicją z meczu, to jednak zaprezentowali się ze strony chuligańskiej bardzo dobrze. Na samym meczu raczej nudno. Wiele osób podkreślało, że organizowanie meczu na Widzewie to błąd, bo nigdy nie będzie tam takiej atmosfery jak na Legii. Rzeczywiście doping był kiepski, często się rwał, momentami była zupełna cisza. Dość niespodziewanie doszło do awantury w sektorze Białorusinów na… tle politycznym , między zwolennikami i przeciwnikami Łukaszenki ( obie strony miały inne kolory flag narodowych). Nasi siedzieli na dawnej trybunie „ pod masztami”. Mieli rozwieszoną niewielką biało -czerwoną flagę z napisem naszego miasta. Obok wisiała flaga kibiców z Wrześni ( oczywiście Lech), ale szybko zniknęła. Dalej siedziały Blaszki z dużą flagą. Po meczu nasi zauważyli biegnących w ich kierunku fanów Widzewa, zdążyli schować flagę, ale za chwilę otoczyło ich ok. .40 z Widzewa. Oklep wydawał się pewny, ale żydki chyba nie do końca wiedzieli, co zrobić i czy nasi są z Kalisza. Najbardziej podskakiwał jakiś mały chudzielec w okularach, inni też nie byli lepsi, ale było też kilku ponad 30- letnich gości, którzy mogli pozamiatać naszymi. Ostatecznie nie wiadomo czemu, uniknęli oklepu i czym prędzej wrócili do Kalisza. Na meczu było też 30 naszych przyjaciół z Głogowa ze swoją flagą. W nocy na pociąg z Lodzi wyszła grupka naszych i pogadali chwilę z kilkoma wracającymi ziomkami z Chrobrego. Z pociągu wysiadło też kilku gości w szalach Polski – byli to kolejni kibice z Kalisza chodzący na KKS, ale nie chuligani. Na meczu oprócz głównych ekip było bardzo wiele mniejszych klubów: Chrobry, Karpaty, Stal Rzeszów, Karkonosze, Bałtyk, Elana, Siarka, Pogoń Lębork, Motor ( przed meczem obili Radomiaka), Broń Radom, Olimpia Elbląg i wiele innych-Na meczu ok. 15 fanów KKS-u ( w tym 5 z Blaszek)
ZDOBYTA FLAGA JAROCINA
Jakiś czas temu na v lidze na Calisii odbył się mecz z Jarotą Jarocin. Pojawiło się ok. 10 gości Jarocina w bardzo różnym wieku. Na mecz przyszła grupka fanów KKS-u ze śródmieścia, która zabrała sobie ( dosłownie) flagę gości. Chłopaki przedstawili się i bez oporów właścicieli zabrali flagę. Po jakimś czasie na stadion dotarła kolejna grupka naszych, ale nic już nie było do zabrania. Kibice z Jarocina bardzo nas nie lubią, o czym przekonali się piłkarze Prosny, którzy niedługo potem grali mecz w Jarocinie. Na meczu było ok. 2 tysiące ludzi, kibice Lecha z Jarocina mieli młyn na około 4 dyszki, powiesili jakieś faszystowskie flagi. Przede wszystkim ostro bluzgali na nasze miasto i nasz klub, co zostanie im zapamiętane i przypomniane na wiosnę.
Kronika HOOUGANS – jesień 2000
5.VIIL – W dniu meczu z Arką doszło do kilku zdarzeń, w większości dla nas niekorzystnych: musieliśmy ewakuować się spod dworca, rozbili nasz młyn i w końcu mimo początkowego sukcesu uciekliśmy pod teatrem.
19.VIII – Przed stadionem w Brodnicy zostajemy zaatakowani przez kilkunastu miejscowych, ale po chwili kibice Sparty uciekają w popłochu bez walki.
25.VHI – Po meczu KKS – Lignomat jeden kibic KKS-u traci szal na rzecz najprawdopodobniej kibiców z Ostrowa
26.VIII – W trakcie meczu Warta Zawiercie – Chrobry, fan KKS-u zrywa miejscowym flagę, która jednak zostaje odebrana przez policję.
Podczas meczu V ligi Calisia – Jarota Jarocin kilku fanów KKS-u zabiera kibicom gości jedyną flagę swojego zespołu.
17.IX. – W drodze do Kołobrzegu na mecz z Kotwicą, w Poznaniu zabieramy kibicom Lecha z Piły 6 szali poznańskiego klubu.
27.IX. – Korzystając z okazji wybieramy się do Jankowych na mecz Lignomat – Arka, gdzie po meczu gonimy kilkadziesiąt kilometrów dwa samochody kibiców Lecha z Ostrowa, ale ci nie podjęli walki
14.X. – Tuż po zakończeniu meczu KKS – Amica II, w kierunku przyjezdnych piłkarzy poleciało kilka sporej wielkości kamieni, ale zdążyli uskoczyć…
29.X. – Po haniebnej porażce z Policami w Kaliszu, po zakończeniu meczu doszło do małej bieganiny w celu obicia sędziego, który jednak uszedł cało.
5.XI. – W przerwie meczu w Kościanie 2 naszych fanów zostało otoczonych przez kilkunastu miejscowych, ale dzięki swej zdecydowanej postawie i dążeniu do walki, co zdeprymowało napastników (nie było chętnych do solówek), po kilku minutach dotarli na nasz sektor.
I5.XI. – W nocy przed derbami w Krotoszynie urządziliśmy zasadzkę na wracających z Poznania, z meczu Lech – Odra kiboli Lecha z Ostrowa. Jechało ich jakieś 10 osób. W efekcie akcji, w pociągu na trasie Poznań – Ostrów obitych zostało 5-6 znalezionych pyrków i zdobyty jeden szal Lecha,
Lubuszanin Drezdenko – CHROBRY
Do Drezdenka wraz z fanami Chrobrego pojechał busem jeden z fanów KKS-u. Doszło do drobnych starć z kibicami Stilonu, którzy chcieli skorzystać z okazji i wyrównać rachunki z Chrobrym. Kolejny raz się przeliczyli Od nas 1 osoba – Chrobrego ok.20
Warta Zawiercie – CHROBRY
Wyjazd do Zawiercia był jednym z ciekawszych wyjazdów Chrobrego. Najpierw we Wrocławiu nie dali się fanom Śląska, potem mieli jeszcze inne przygody. Już na miejscu do fanatyków Chrobrego dołączył jeden z fanów KKS-u ( wtedy był jeszcze kibicem) oraz 3 kibiców Widzewa z Jaworzna. W pewnym momencie goście zerwali miejscowym flagę i wrócili na swój sektor. Flagę zerwał fan KKS-u, niestety miejscowi pożalili się policji i ta odebrała ją przyjezdnym stawiając sprawę jasno – flaga albo wpierdol… Od nas 1 fan – Chrobrego 23+3 Widzew
CHROBRY – Górnik Jastrzębie
Ponownie jeden kibic KKS-u obecny na meczu naszych przyjaciół. Mecz z Jastrzębiem zapowiadał się ciekawie, gdyż fani tej drużyny jeżdżą prawie wszędzie. Niestety tym razem na stadion nie dotarli, ale zostali zawróceni przez pały kilka kilometrów przed Głogowem. Było ich ok.20. Powodem nie wpuszczenia przyjezdnych jest decyzja prezesa Chrobrego, który decyduje za kibiców swojej drużyny. Fani Chrobrego olali ten mecz. Było ich 30, nie robili dopingu i nie wieszali flag.
Od nas 1 osoba Chrobrego – 30 Jastrzębie – 0 (20 zawróceni)
Lignomat Jankowy – ARKA Gdynia
Do Jankowych planowaliśmy się udać od dawna, chcąc zrehabilitować się za mecz w Kaliszu. Niestety nie wszystkie auta wypaliły, cześć miała inne sprawy i w kierunku Jankowych ruszyły 2 auta z niezłą załogą. Po drodze wjechaliśmy do Ostrowa, gdzie był ciekawy mecz Ostrovia – Aluminium Konin. Niestety mimo, że do meczu pozostało może 10 minut na stadionie było paru zgredów. Ani śladu miejscowych czy Konina! Jeden samochód musiał wracać, więc dalej ruszyło tylko jedno auto. Kolejny postój to Kępno, gdzie akurat grała miejscowa Polonia. Tutaj także dno – na stadionie może 20 zgredów i żadnych barw. W Jankowych mecz już trwał – było tak jak się spodziewaliśmy bardzo mało Arki i kilku z Lecha + ok.25 policjantów. Nie mieli żadnych barw. Podjechaliśmy, więc na piwko i przy wyjeździe z tej wioski czekaliśmy na koniec meczu. Jeden z nas stał przy szosie, reszta w krzakach z pałami. Pierwszy był samochód chyba z Ostrowa, ale nie chciał się zatrzymać, chwilę po tym przejechał kolejny wóz, ale też nie chcieli podjąć walki. Rozpoczął się kilkudziesięcio kilometrowy pościg. Najpierw uciekło jedno auto zbaczając gdzieś do lasu, potem już w samym Ostrowie zgubiliśmy drugi wózek… Pogoń trwała długo, było widać panikę w oczach kibiców Lecha z Ostrowa , jechali ponad 150 km/h , wyprzedzali na czołówki, ale swój cel osiągnęli … uciekli.